Rzeszów - Niedziela, 24.11.2024
Reklama

Spektakl "Siemaszki" na najważniejszym festiwalu teatralnym w Polsce

Dodano: /

9 grudnia o godz. 20:30 na legendarnej Dużej Scenie Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzewskiej w Krakowie Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie zaprezentuje spektakl „Lwów nie oddamy” w reż. Katarzyny Szyngiery. Spektakl został zakwalifikowany do konkursu głównego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia – Inferno.

Werdykt międzynarodowego jury konkursu poznamy 14 grudnia.

W zapowiedzi na stronie www Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia czytamy:

„Tym spektaklem rzeszowski teatr, dotykając trudnych tematów polsko-ukraińskiej przeszłości, wdarł się w orbitę najważniejszych krajowych polskich festiwali teatralnych. Materiały dokumentalne, wypowiedzi zebrane w wywiadach, ankietach i źródłach pisanych potwierdzają, że uprzedzenia i nienawiść karmią się pamięcią.
Historia miesza się liryzmem podszytym goryczą. 1000 lat temu Polacy i Ukraińcy spotkali się po raz pierwszy. Wojowie Bolesława Chrobrego przegonili za Bug rycerzy Jarosława Mądrego, obrzuciwszy ich wcześniej inwektywami. Bitwa o Lwów nie skończyła się wraz z powstaniem II RP, tylko miała kontynuację w postaci rzezi na Wołyniu. A gdy zamrażarka komunizmu przestała działać, na nowo mierzymy się z trudnymi, zmitologizowanymi tematami polskiego kolonializmu, Bandery, grobów na dawnych Kresach, ale i opustoszałych wsi w Bieszczadach. A także niełatwych relacji z setkami tysiący Ukraińców, którzy pracują we współczesnej Polsce, ratując naszą gospodarkę, ale i budząc irracjonalne uprzedzenia.

Kompleks wyższości i pogarda mieszają się z poczuciem historycznej traumy. Tak jak w otwierającej spektakl scenie, gdy ukraińska aktorka przybywa do Rzeszowa, by zagrać Ukrainkę, co oczywiście budzi pytania, czy polscy aktorzy nie mogliby tego zrobić lepiej.
Symbolem powikłanych relacji i niepełnej komunikacji jest graniczna miejscowość Beniowa, która nie ma przejścia z ukraińskiej strony na polską i odwrotnie. Mieszkańcy nie mogą w upalne dni przekroczyć Sanu i schronić się pod lipą, która od dwustu lat rośnie półtora kilometra od ich domów.”

 

Reklama

Komentarze

Reklama