Trzy projekcje filmowe przygotował DKF „Klaps” na grudzień, a wśród nich: „Supernova” - pełnometrażowy debiut fabularny Bartosza Kruhlika, nagrodzonego na festiwalu w Gdyni; „Portret kobiety w ogniu: - nagrodzony za scenariusz na MFF Cannes 2019 oraz najnowszy film dwukrotnego zdobywcy Złotej Palmy - „Nie ma nas w domu” Kena Loacha. Goroąco zapraszamy miłośników dobrego kina do udziału w grudniowych projekcjach w Wojewódzkim Domu Kultury.
Projekcje poprzedzone są prelekcjami, a po seansach pofilmową dyskusje prowadzi Dominik Nykiel.
W grudniowym programie:
02.12.2019 r. - SUPERNOVA, reż. Bartosz Kruhlik
09.12.2019 r. - PORTRET KOBIETY W OGNIU, reż. Céline Sciamma
16.12.2019 r. - NIE MA NAS W DOMU, reż. Ken Loach
Seanse odbywają się w poniedziałki o godz. 19:00 w WDK, ul. S. Okrzei 7. Karnety miesięczne na trzy filmy będą dostępne w cenie 25 zł a wejściówki pojedyncze na każdy film w cenie 10 zł
O filmach:
SUPERNOVA, reż. Bartosz Kruhlik
Produkcja: Polska 2019
Gatunek: dramat obyczajowy, thriller
Czas trwania: 78 min
Film startował w konkursie głównym 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnychw Gdyni (16-21 września). Bartosza Kruhlika wyróżniono nagrodą za debiut reżyserski.
Trzech mężczyzn, jedno miejsce, jeden dzień i jedno zdarzenie, które zmieni ich losy. Oto polityk, który chce wygrać wybory; policjant, pragnący dotrwać spokojnie do emerytury; i mieszkaniec polskiej wsi, który ma rodzinę na utrzymaniu. Nieszczęśliwy wypadek pociąga za sobą lawinę konsekwencji. Ludzie postawieni w sytuacji granicznej – a także widzowie – staną przed pytaniem o rolę przypadku i przeznaczenia w życiu każdego z nas.
W polskim kinie coraz silniej do głosu dochodzą twórcy urodzeni w latach 80. Wystarczy wspomnieć „Cichą noc” Piotra Domalewskiego (1983) czy „Wieżę. Jasny dzień” Jagody Szelc (1984). Pomimo znaczących różnic twórczych temperamentów, wydaje się, że sporo ich łączy. Z jednej strony, doskonała znajomość osiągnięć światowego kina, zarówno art- housowego, jak i popularnego, z drugiej – wyczulenie na lokalne realia, wrażliwy słuch, dotyczący gwałtownych społecznych przemian i częste nawiązywanie do osobistych doświadczeń, ale z reguły w nieoczywisty, niebezpośredni sposób. Wreszcie, niezaprzeczalne – i częstokroć spełnione – ambicje autorskie.
Do grona intrygujących debiutantów dołączył Bartosz Kruhlik (1985), podobnie jak koledzy czuły na filmową formę i niechętny moralizowaniu. Ten wspomniany wyżej brak kompleksów, erudycja i odwaga przejawiają się w różny sposób. Nie tylko w wyrafinowaniu formalnym, przy jednoczesnej pamięci o widzach, ale też i w niestereotypowych decyzjach tematycznych i obsadowych. Kruhlik postawił na przykład na uznanych aktorów teatralnych, ze stosunkowo skromnym dorobkiem filmowym, jak Marcin Hycnar, Marek Braun oraz Marcin Zarzeczny, powierzając im śmiało najważniejsze role. Nie wahał się też zaangażować wykonawców nieco zapomnianych, jak Jerzy Janeczek („Sami swoi”, „Nie ma mocnych”), czy Michał Anioł („Karate po polsku”, „Podróże pana Kleksa”, „Drzazgi”). Odważnie połączył skłonności do realizmu z tropami rodem z kina gatunkowego, by w ten sposób osiągnąć pożądaną siłę wyrazu. Oto jak sam opowiada o swych zamierzeniach:
Realizując filmy, szukam tematów uniwersalnych, przy których nie muszę znać historycznego tła ani innych kontekstów niezbędnych do zrozumienia i przeżycia opowieści. Podobnie jest z projektem „Supernova”, dla którego punktem wyjścia jest wypadek samochodowy oraz fakt, że śmierć na drodze jest bardzo często przypadkowa i może dotyczyć każdego z nas.
Najbardziej w tym filmie pociągała mnie możliwość obserwowania bohaterów – ofiar i świadków wypadku – z bliska, wręcz w sposób dokumentalny. Tutaj miałem jednak szansę przepracować z aktorami to, czego w dokumencie nie mógłbym przeprowadzić z przyczyn czysto moralnych. Mogłem przyglądać się atawistycznym ludzkim zachowaniom w sytuacji ekstremalnej, generującej odruchy, których w innych okolicznościach ci sami ludzie nigdy by nie przejawili.
Kolejną rzeczą, która fascynuje mnie w kinie, jest czas rzeczywisty oraz poczucie zagęszczenia czasu na ekranie. W moim filmie występuje jedność miejsca, czasu i akcji, odpowiadająca założeniom greckiej tragedii. Wydaje mi się to bardzo ciekawy, choć stosunkowo rzadki dzisiaj, zabieg, który intensyfikuje perypetie na ekranie do tego stopnia, że widzowi łatwiej jest przeżyć katharsis.
Jest jeszcze coś, co w kinie pociąga mnie szczególnie: bohater negatywny, „antagonista” w roli bohatera głównego lub jednej z głównych postaci filmu. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że w „Supernovej” występuje bohater zbiorowy. Jednak na pierwszy plan wysuwa się Adam, wyrachowany polityk, który przechodzi tu najbardziej wyrazistą przemianę. W moim filmie chciałem poprowadzić historię w taki sposób, aby widz na koniec utożsamił się z tym cynicznym, młodym politykiem i w pewnym sensie poczuł się w tej sytuacji niewygodnie – bo wcześniej, być może, potępił już tę postać, poddając ją moralnej ocenie.
W kinie interesują mnie te chwile, w których los wrzuca bohaterów w sytuacje tu i teraz, co generuje emocje zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną.
„Supernova” to film, w którym płynnie przechodzimy między gatunkami. To krwista, obyczajowa historia, oscylująca na granicy dramatu, thrillera i kina katastroficznego.
Inspiracją do powstania scenariusza filmu „Supernova” było prawdziwe, tragiczne zdarzenie drogowe sprzed kilku lat, w którym kierowca w jednej krótkiej chwili pozbawił życia wiele osób. Ale to był tylko punkt wyjścia do opowieści, która konfrontuje ze sobą lokalną społeczność i przybysza z zewnątrz, ukazuje paradoksy i uwikłania związane z taką sytuacją. Bo mówimy o różnorakich związkach galerii naszych postaci ze wstrząsającym, a przecież niestety nie tak rzadkim wydarzeniem. Nasz film jest realistyczny, ma w sobie coś z thrillera, rozwija się w, być może, zaskakującym dla widza kierunku. Bardzo dbaliśmy o psychologiczną wiarygodność postaci, w czym ogromnie pomogli nam aktorzy. Zależało mi, by nie były to znane nazwiska i ograne twarze. Na przykład Marek Braun, który zagrał jedną z głównych ról – jest to jego debiut w filmie fabularnym. Myślę, że była to decyzja słuszna, bo wszyscy zagrali świetnie, wykorzystali maksimum swych możliwości. Jestem przekonany, że ci, którzy cenią mocne i precyzyjne aktorstwo, wyjdą z kina zadowoleni. Ściśle współpracowałem z operatorem Michałem Dymkiem; chcieliśmy osiągnąć efekt dokumentalnej surowości, który jest może dalekim echem twórczości braci Dardenne. Wywarła ona na mnie wielkie wrażenie. Niezwyczajna zwyczajność, która kryje tajemnicę – takie kino cenię i taka jest, mam nadzieję, „Supernova”.
Dyrektor artystyczny Studia Munka Jerzy Kapuściński wskazuje, że „Supernova” opowiada o sytuacji, która może zdarzyć się w każdej chwili, na każdej drodze w Polsce. Zaznacza przy tym, że punkt wyjścia, opisany przez Bartosza Kruhlika, ewoluuje od bardzo realistycznego wydarzenia w kierunku apokaliptycznej metafory (wypowiedź na portalu SFP).
Krytycy wciśnięci w fotele
Opisany wyżej wysiłek opłacił się, film został nie tylko nagrodzony w Gdyni, ale i doskonale przyjęty przez media. O „opowieści na miarę antycznej tragedii” pisał w „Gazecie Wyborczej” Piotr Guszkowski. „Ten debiutant wie, o czym chce opowiedzieć i wzorowo zachowuje narracyjną dyscyplinę. Wie, czym jest w kinie suspens” – odnotował z kolei Henryk Tronowicz w „Dzienniku Bałtyckim”. „Ten film poraża. Reżyser nie pozwala widzowi odetchnąć. Emocje i napięcie narastają. Debiutancki obraz Bartosza Kruhlika jest zadziwiająco pełny, głęboki i wielopłaszczyznowy” – pisała z uznaniem Barbara Hollender na łamach „Rzeczpospolitej”. „Powstało dzieło brawurowe, mocno angażujące widza. Doskonały przykład filmowej dyscypliny. Choć ta ascetyczna i wielopoziomowa historia trwa zaledwie 78 minut, porywa, niepokoi, nieustannie trzyma na skraju fotela” – entuzjazmował się Damian Jankowski z „Więzi”. „Najlepszym debiutantem 44. FPFF w Gdyni został Bartosz Kruhlik, reżyser filmu „Supernova” będącego największym objawieniem tegorocznego festiwalu. Jego 78-minutowy film to jeden z najodważniejszych debiutów, jakie powstały w polskim kinie w ostatnich latach, opowieść o wypadku, który splata ze sobą losy kilkorga postaci. Błyskotliwy, poruszający film Kruhlika to zapowiedź ważnego, mocnego głosu w polskim kinie następnych lat” – wskazywał Bartosz Staszczyszyn („Cultura.pl”). „Bartosz Kruhlik „Supernovą” debiutuje fabularnie i od razu wciska widza w fotel, a krytyków wprawia w osłupienie. Wcześniej reżyser realizował wielokrotnie nagradzane krótkie metraże i spoty społeczne. Ale tylko dłuższy rozbieg pozwolił rozbłysnąć takiemu talentowi w pełni” – to głos Marty Kowalskiej z „Elle”. „Wyjątkowo świeże kino, pozbawione klisz, uproszczeń i fabularnych łatwizn. Skupione i intymne, a jednocześnie operujące wielką skalą. Łączy w sobie przeciwności i różne rejestry” – zauważał Michał Piepiórka („Bliżej ekranu”). „Nie ma w filmie Kruhlika ani jednej fałszywej nuty. Reżyser od początku do końca wiedział, jaką historię chce opowiedzieć” – nie miał wątpliwości Szymon Pietrzak („Filmawka”).
Tak zgodne, choć zróżnicowane przecież opinie krytyki, to naprawdę rzadkość w polskim kinie.
Bartosz Kruhlik - Rocznik ‘85. Absolwent Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi. Jego filmy były pokazywane setki razy na polskich i zagranicznych festiwalach, gdzie zdobyły blisko 150 nagród i wyróżnień. Najważniejsze selekcje: San Sebastian IFF, Tallin BNFF, Karlove Wary IFF, Montreal WFF, Sarajevo FF, IDFA. W roku 2013 otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągnięcia dla studentów uczelni artystycznych. Autor nagradzanych spotów społecznych. W 2019 roku jego debiut fabularny „Supernova” otrzymał nagrodę za Najlepszy Debiut Reżyserski na 44. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. W wolnych chwilach zapalony szachista.
PORTRET KOBIETY W OGNIU, reż. Céline Sciamma
Produkcja: Francja 2019
Gatunek: dramat obyczajowy
Czas trwania: 119 min
„Portret kobiety w ogniu jest tak dobry, aż masz ochotę obejrzeć go jeszcze raz w zwolnionym tempie, chociażby tylko po to, aby ponownie chłonąć te piękne obrazy”.
The Hollywood Reporter
„Najpiękniejszy film kostiumowy od czasów „Fortepianu” Jane Campion. Piękne, kobiece spojrzenie na miłość. Noemie Merlant i Adele Haenel są niesamowite”
Cinevue
„Sciamma stworzyła film, który w pełni zasługuje na miano wybitnego”
Vanity Fair
Podsycany przez tajemnicę, płomień zakazanej miłości wybucha ze zdwojoną siłą – przekonuje najpiękniejsza love story roku, „Portret kobiety w ogniu”. Film Celine Sciammy z miejsca podbił serca publiczności festiwalu w Cannes i uwiódł jurorów, którzy nagrodzili go za scenariusz. Subtelny, a przy tym ognisty melodramat francuskiej reżyserki to pochwała kobiecego spojrzenia i jego imponujący manifest.
Opowieść o miłości wyprzedzającej swój czas i intymnej więzi zdolnej przełamać niejedno tabu, ubiera w kostium – akcja rozgrywa się w Bretanii w 1770 roku – jak najbardziej współczesne pragnienia i uczucia. Bohaterkami filmu są szykowana do aranżowanego małżeństwa arystokratka Heloiza oraz przybyła z Paryża malarka, Marianna. Ta druga ma namalować portret tej pierwszej, ale w sekrecie: Heloiza nie chce bowiem pozować, buntując się w ten sposób przeciwko przymusowemu zamążpójściu. Marianna dyskretnie obserwuje swoją modelkę, intensywnie tworzy, ale niszczy kolejne wersje obrazu. Czuje, że nie pozna prawdziwego oblicza młodej kobiety tak długo, jak sama będzie ukrywać własne. Czasem burzliwa, jak ocean u wybrzeży Bretanii, czasem intymna, jak cisza panująca w malarskiej pracowni; relacja pomiędzy obiema kobietami przyjmie nieoczekiwany kierunek. Arystokratkę i artystkę połączy wspólna tajemnica. Ta mistrzowsko poprowadzona opowieść o zakazanym uczuciu działa jak iskra, rozpalając wyobraźnię widowni. Zmysłowy, romantyczny, a zarazem drapieżny, „Portret kobiety w ogniu” umyka melodramatycznym kliszom – przede wszystkim dzięki pełnokrwistym, odważnym bohaterkom, które rzucają wyzwanie swoim czasom.
Céline Sciamma - urodzona w 1978 r, francuska reżyserka i scenarzystka.
Ukończyła prestiżową szkołę filmową La Femis w Paryżu. Debiutowała w 2007 roku filmem „Lilie wodne”, ktory był prezentowany na 60. MFF w Cannes. Wielokrotnie nominowana do Cezarow, jest jednym z najważniejszych głosow feminizmu we Francji. Postulowała za propozycjami inicjatywy 50/50 przed 2020, traktującej o parytetach w branży filmowej. Jest autorką scenariusza nominowanego do Oscara filmu animowanego pt. „Nazywam się Cukinia”.
NIE MA NAS W DOMU, reż. Ken Loach
Produkcja: Wielka Brytania, Francja, Belgia 2019
Gatunek: dramat
Czas trwania: 100 min
Ricky i Abbie chcą dla siebie i swoich dzieci czegoś więcej. On jest w stanie poświęcić wszystko, żeby ich marzenie o własnym domu wreszcie się spełniło. Ma dosyć czekania, aż sprawy przyjmą lepszy obrót – stawia wszystko na jedną kartę i zaczyna pracę na własną rękę. Rzuca się w wir obowiązków, chcąc jak najszybciej osiągnąć swój cel. Ona, myśląc o przyszłości, nie chce stracić z oczu tego, co już mają: kochającej się rodziny i wzajemnego wsparcia. Wierzy, że goniąc za szczęściem, trzeba wiedzieć, kiedy się zatrzymać.
Najnowszy film dwukrotnego zdobywcy Złotej Palmy – poruszająca i chwytająca za serce opowieść o rodzinie, marzeniach i drodze do szczęścia. Nie ma nas w domu to najnowszy film dwukrotnie nagrodzonego Złotą Palmą Kena Loacha – reżysera filmów Ja, Daniel Blake oraz Wiatr buszujący w jęczmieniu – który poruszył publiczność festiwalu w Cannes, gdzie ubiegał się o Złotą Palmę, a przez krytykę został uznany za jeden z najlepszych filmów brytyjskiego mistrza. Nie ma nas w domu to głęboko ludzki i pełen wrażliwości portret rodziny, która wbrew przeciwnościom stara się podążać za swoimi marzeniami, a jednocześnie ważny i aktualny obraz realiów kapitalizmu, współczesnego rynku pracy i wyzwań, jakie stawia przed przeciętnym obywatelem.
Za scenariusz Nie ma nas w domu odpowiada długoletni współpracownik Kena Loacha, Paul Laverty – laureat Złotej Palmy, czterokrotnie nominowany do Europejskiej Nagrody Filmowej. Zdjęcia do filmu to z kolei dzieło Robby’ego Ryana, nominowanego do Oscara za Faworytę Yorgosa Lanthimosa.
Nie ma nas w domu pokazywany był już na najważniejszych europejskich i światowych festiwalach, m.in. w Toronto, Zurychu i w San Sebastian.
Ken Loach - Mistrz brytyjskiego i światowego kina. Na przestrzeni swojej prawie 60-letniej kariery zrealizował 30 filmów kinowych i liczne produkcje telewizyjne. Dwukrotnie odbierał Złotą Palmę w Cannes – po raz pierwszy za film Wiatr buszujący w jęczmieniu (2006), potem za Ja, Daniel Blake (2016).
Dwunastokrotnie nominowany do tej nagrody. Laureat nagród: BAFTA, Złotego Lwa za całokształt twórczości, Europejskiej Nagrody Filmowej i wielu innych.
Urodzony w 1936 roku w angielskim Nuneaton k. Birmgingham, Loach ukończył prawo na Oxfordzie. Początkowo pracował jako reżyser teatralny, a w 1963 został zatrudniony w BBC jako reżyser telewizyjny. W pełnym metrażu zadebiutował w 1967 roku filmem Czekając na życie, za który otrzymał nominację do Złotego Globu w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.
Skąd wziął się pomysł na realizację Nie ma nas w domu?
„Kiedy kończyliśmy Ja, Daniel Blake, myślałem, że to będzie mój ostatni film. Ale kiedy w ramach researchu chodziliśmy do banków żywności i spotykaliśmy tam nie tylko bezdomnych, ale mnóstwo ludzi pracujących, tylko że na umowach śmieciowych, zaczęliśmy z Paulem o tym rozmawiać. Uznaliśmy, że to nowy typ eksploatacji: rynek umów krótkoterminowych (gig economy), ludzie na samozatrudnieniu czy zatrudniani przez agencje. Stwierdziliśmy, że może warto zrobić o tym kolejny film, w pewien sposób powiązany z Danielem Blake’iem. Paul chciał skupić się na tym, jak taka gospodarka odbija się na życiu rodzinnym, przekłada na związki między ludźmi. Klasa średnia
mówi w tym kontekście o work-life balance, ale klasa robotnicza nie ma tego luksusu, postawiona wobec konieczności związania końca z końcem.
Dokumentację prowadziliśmy w różnych magazynach firm kurierskich, gdzie przesyłki są wydawane i dzielone pomiędzy kurierów. Chcieliśmy, żeby wszystko w filmie było jak najbardziej autentyczne. Najbardziej uderzyła mnie ilość godzin, które ci ludzie muszą przepracować, żeby zarobić na godziwe życie, a także niepewność ich pracy. Są zatrudnieni na franczyzie, teoretycznie nie mają nad sobą szefa, ale ponoszą ogromne ryzyko. Kiedy coś pójdzie nie tak, muszą opłacić sankcje z własnej kieszeni, są też pozbawieni większości praw pracowniczych”.
„Po ponad pięciu dekadach pracy twórczej, w wieku 82 lat, Loach dostarcza jedno z najlepszych dzieł w swojej karierze: dramat tak przepełniony empatią i łamiący serce, że intensywność jego kulminacyjnych scen dosłownie sprawia, że wstrzymujecie oddech. Jeśli ten film nie wzruszy was do głębi, to macie serce z kamienia”.
David Rooney, The Hollywood Reporter
„Intymny, a jednocześnie trzymający w napięciu dramat poruszający najbardziej palące kwestie ludzkiej codzienności”.
Over Gleiberman, Variety
„Mistrz kina udowadnia, że jest w szczytowej formie. Dave Calhoun, Time Out
Ponadczasowy, intensywny, kapitalnie zagrany film”.
Eric Kohn, Indiewire
„Szczery, dewastujący, opowiadający o paląco aktualnych kwestiach, których konsekwencje wszyscy odczuwamy. Ten wybitny film nie wywietrzeje wam prędko z głów”.
Peter Bradshaw, The Guardian
Komentarze
Zaloguj się aby móc dodać komentarz